Różne aspekty tej sprawy były wówczas szczególnie aktualne, bo oto Frycz Modrzewski w czwartym rozdziale księgi O Kościele swej Poprawy Rzeczypospolitej, dyskutując na temat reformy życia religijnego i stanowiska ówczesnych intelektualistów, formułuje takie oto znamienne słowa: „Cóż powiemy o tych, którym nie nauczyciele, ale czyjaś władza \potestas] dyktuje, co mają ustanawiać. Czyż nie jest jasne, że ta władza, jakiej są posłuszni, kieruje tak samo nimi, jak jeździec koniem, który nie tam biegnie, gdzie chce, lecz gdzie go pędzi ostroga? Tym tedy, którzy zdanie swoje mają wypowiadać, potrzebna jest nie tylko nauka, ale i możność swobodnego mówienia [libertas dicendĄ. Tę może tłumić wiele rzeczy, ale szczególnie, jak się zdaje, dwie: miłość własnej korzyści i strach przed kimś […]”. Aby zaś nie było żadnej wątpliwości, że nie jest zwolennikiem powtarzania opinii mistrzów, choćby i najbardziej znakomitych, Frycz w tejże samej księdze O Kościele mówi: „śmieszni wydają się ci, którzy stroją się w cudze słowa i powtarzają je”.