A więc krytyka „szeptana”, nieodpowiedzialna, bo nie zobowiązana do ujawniania swoich racji. Te obawy były, jak się zdaje, refleksem doświadczeń wywodzących się z okresu przedwojennego. Gdy jeszcze na początku lat sześćdziesiątych uczony ów powracał do swoich obaw, był chyba w błędzie. Można by bronić poglądu, że nasze środowisko naukowe ma na ogół prawidłowe rozeznanie wartości rzeczywistych i pozornych. Opinie nieformalne środowiska są chyba dość trafne i sprawiedliwe, nie wypaczają hierarchii osiągnięć naukowych. Mam oczywiście na myśli opinie środowiska, a nie przypadki indywidualnych, nieodpowiedzialnych sądów. Obawy o autorytet krytyki wzbudzają raczej niektóre zjawiska ze sfery ocen sformalizowanych, sygnowanych imieniem i nazwiskiem (choć nie zawsze publicznych).