Ulubionym określeniem było wówczas słowo „nowy”, które pojawiało się już co prawda w XVI w. (np. N. Tartaglia, Bella nuova scienza), ale którym posługiwano się teraz szczególnie często w tytułach książek, chcąc zwrócić uwagę na ich oryginalność, tj. niezależność od poglądów powag poprzednich stuleci: posłużył się tym słowem Gilbert, Kepler, La Chambre, von Guericke, Becher i inni, a sam tylko Leibniz użył słowa „nowy” kilkanaście razy, wymyślając, tytuły swych dzieł. To ulubione określenie było nie tylko deklaratywnym odcięciem się od „dawności”, ale synonimem dzisiejszej „nowoczesności” czy nawet „postępowości” i oznaczało kolejny etap wałki „nowożytników” ze „staro- żytnikami”. Mówić wówczas „nowy” znaczyło zarówno akcentować wyższość własnej epoki nad minioną, jak i podkreślać, że myślenie autora wyemancypowało się, uniezależniło od autorytetów dotąd powszechnie uznawanych.